Zawody "Mountain of Hell" to jedna z ikon wyczynowego kolarstwa górskiego enduro. Impreza ta co roku przyciąga do znanego kurortu Les Deux Alpes (zwanego potocznie Les 2 Alpes) we Francji całą globalną rzeszę miłośników tej dyscypliny sportu. Niektórzy uważają ten wyścig za najtrudniejszy z tych, w których dopuszcza się do startu także amatorów. Fakt ten potwierdza największa kraksa w historii zawodów enduro, która miała miejsce właśnie na trasie tych zawodów w 2019 roku.
Szaleńczy zjazd ze spadkiem wysokości 2400 m. Debiutujący bielszczanin cały na mecie! (VIDEO)
Pierwszy raz na stracie tego wydarzenia pojawił się Rafał Ryplewicz, mieszkaniec Bielska-Białej. Wcześniej zaliczył on kilka alpejskich wyścigów Megavalanche i Maxiavalanche zanim w końcu w tym sezonie odważył się zapisać na "Górę piekła".
"Według mnie to najbardziej wymagający wyścig ze wszystkich, które są rozgrywane również dla amatorów. Może trasa nie jest specjalnie długa ale za to najbardziej stroma, kręta i intensywna w pokonywaniu różnorodnych trudności. Trzeba non stop bardzo ciężko pracować na rowerze żeby się z nią uporać" - tłumaczy bielszczanin.
"Według mnie to najbardziej wymagający wyścig ze wszystkich, które są rozgrywane również dla amatorów. Może trasa nie jest specjalnie długa ale za to najbardziej stroma, kręta i intensywna w pokonywaniu różnorodnych trudności. Trzeba non stop bardzo ciężko pracować na rowerze żeby się z nią uporać" - tłumaczy bielszczanin.
Na piątkowym rekonesansie bielski rowerzysta najtrudniejsze sekcje na trasie pokonywał schodząc na nogach z rowerem. W ten sposób chciał zminimalizować ryzyko doznania jakiegoś urazu przed rozpoczęciem ścigania. Dopiero w sobotnich kwalifikacjach zmierzył się pierwszy raz z całą trasą na rowerze.
"Udało mi się czysto przejechać kwalifikacje, ale kosztem nadwyrężenia mięśni rąk, nóg i szyi. Ze zmęczenia o mało nie przegapiłem jeszcze bramki, przez którą trzeba było przejechać. Musiałem wrócić do niej kilka kroków do góry żeby nie otrzymać kary czasowej od sędziów. Poza tym niemal non stop trzeba było zaciskać heble. Pod koniec przejazdu przegrzał mi się tylny hamulec co bardzo zmniejszyło siłę hamowania roweru. Zrezygnowałem więc z mocnego finiszu" - relacjonuje Rafał Ryplewicz.
Przejazd kwalifikacyjny uprawniał do udziału w niedzielnym biegu finałowym, którego start został usytuowany na lodowcu, na wysokości ok. 3 200 m n.p.m.
"Na śniegu poradziłem sobie zaskakująco dobrze. Wybrałem inną linię zjazdu niż inni i dobrze na tym wyszedłem. Pod lodowcem szło mi już coraz trudniej. Ciężko oddychałem i z zimna trochę zesztywniałem. Trema też zrobiła swoje. Jechałem przede wszystkim bezpiecznie i oszczędzałem rower by nie sprowokować żadnej awarii. Udało mi się też uniknąć upadku, na kilku ścianach nie dało się w pełni panować nad rowerem. Z kolei na dłuższych podjazdach byłem w stanie jechać na najniżej przerzutce co znacznie spowalniało moje tempo. Mimo to na mecie wyprzedziłem co najmniej kilkudziesięciu rywali. Niesamowite przeżycie i ogromna satysfakcja. Myślę, że jak na pierwszy raz było super!" - skwitował Polski uczestnik.
Fragmenty nagrań przejazdów bielszczanina, zarówno z kwalifikacji jak i wyścigu finałowego, można obejrzeć na jego kanale na YouTubie. Drugi z filmów załączamy do artykułu poniżej. Rafał Ryplewicz kolejny wyścig ma zaplanowany już za dwa tygodnie w sąsiedniej wiosce - Alpe d'Huez, gdzie tradycyjnie odbędzie się bliźniaczy wyścig do Mountain of Hell - czyli wspomniany już Megavalanche.
Partnerem głównym bielskiego zawodnika jest firma informatyczna emerton.eu. Wsparcie zapewnia Urząd Miejski w Bielsku-Białej, Komunikacja Beskidzka S.A., Waleczny.pl, ZIAD Bielsko-Biała S.A. – operator kolei linowej na Szyndzielnię oraz Euroregion Beskidy. Patronat medialny nad startami objął portal BielskoBiała.DlaWas.info.
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj