| Źródło: Wydział Prasowy UMBB
Różowy Proces
– Produkcja była zaplanowana na wiosnę tego roku, ale Covid i przesunięcia pewnych realizacji spowodowały, że dopiero teraz cieszymy się możliwością zaprezentowania tego spektaklu widzom. Sześciu aktorów, Martyna Lechman – autorka adaptacji, Konrad Dworakowski – reżyser i scenograf zarazem, Piotr Klimek – autor muzyki – to wystarczająca grupa twórców, aby poruszać trudne tematy. Proces gramy na scenie na piętrze – tej scenie, gdzie zaburzamy układ scena, rampa, widownia, gdzie jest bardzo bliski kontakt z widownią – mówił dyrektor Teatru Lalek Banialuka Jacek Popławski.
Zapytany o to, czy nie obawia się, że po premierze będzie trochę jak u Kafki – przyjdzie lockdown i teatr zostanie zamknięty, odpowiedział stanowczo: – Nie! Nie może tak być! Ponieważ napracowaliśmy się i naczekaliśmy bardzo, więc po prostu nie może tak być – dodał już z uśmiechem.
Tych trudnych tematów na scenie nie brakuje. Ale nie jest to też zaskoczeniem. Każdy, kto zetknął się z prozą Kafki, a swego czasu była to lektura szkolna, wie czego się spodziewać. Już od pierwszej sceny widz wie, że wydarza się coś niepokojącego, gniotącego i naruszającego prywatność. Oto widzimy naszego głównego bohatera w domowych pieleszach, jeszcze w łóżku, pod ciepłą różową kołderką, w różowej piżamce, kiedy do jego pokoju zewsząd wpełzają wręcz, wychodzą ze ścian, nieznajome osoby, zjadają jego śniadanie, nie pozwalają wezwać właścicielki pensjonatu, aby ostatecznie wyartykułować:
– Nie wolno panu! Pan jest aresztowany!
– Za co?!
– Tego nie możemy panu powiedzieć!
– Wdrożono dochodzenie, w swoim czasie dowie się pan o wszystkim. Wychodzę już poza instrukcje, rozmawiając z panem tak uprzejmie… – zdradza jedna z osób.
A to dopiero początek pytań bez odpowiedzi podczas tego spektaklu.
Włodzimierz Pohl grający Józefa K., głównego bohatera Procesu, przyznał, że przedstawienie utrzymane jest w poetyce koszmaru sennego. – Postacie wokół mnie są odrealnione. Próbuję układać łamigłówkę – i w swojej głowie, i między postaciami. I na pewno jest to też łamigłówka dla widza, bo chyba o to właśnie chodziło Kafce w Procesie – mówił W. Pohl.
A postaci jest kilka. Tuż po informacji o aresztowaniu każda z nich, pod pozorem pomocy K., w jakiś sposób przyczynia się do zagmatwania jego sytuacji, od każdej w rezultacie dowiaduje się, że jego sprawa jest beznadziejna. Jedyną osobą, która wyciąga do niego rękę, kto wie, może nawet obdarowuje miłością, jest sąsiadka – aktorka teatralna Leni. Ale K. nie chce tej miłości, co prawda nie odtrąca jej jakoś ostentacyjnie, ale w gąszczu własnych, zagmatwanych spraw jego życie, związki z innymi ludźmi schodzą na dalszy plan. Czy tego żałuje? Mamy wrażenie, że w ostatniej scenie, kiedy dokonuje czegoś na kształt rachunku sumienia, tuż przed ostatecznym poddaniem się, śmiercią, zdaje sobie sprawę, że przegrał nie tylko tytułowy proces, ale przegrał też swoje życie, żyjąc marnie, myśląc tylko o sobie i zajmując się jedynie swoimi sprawami.
Oglądając Proces w Banialuce, scena po scenie wnikamy coraz głębiej do świata absurdu i surrealizmu. I to, jak mówi odtwórca głównej roli Włodzimierz Pohl, jest odzwierciedleniem obecnego, realnego świata.
– Surrealizm, absurd całego świata wokół nas jest tak daleko posunięty, że chyba tutaj na scenie też go łatwo odnaleźć. Zresztą taka jest cała literatura Kafki kręcąca się akurat w Procesie wokół relacji z kobietami, kłopotami z sądami itd. A ponieważ mamy do dyspozycji środki teatru lalkowego, to tym bardziej myślę, że ten teatr jest surrealistyczny i odrealniony. I taki właśnie powinien być. Realizm w tym przypadku chyba nie byłby wskazaną formą – mówił aktor.
Podczas przedstawienia uczucie zagubienia, czasami grozy potęguje na pewno muzyka stworzona na potrzeby spektaklu przez Piotra Klimka.
– Konwencja przerażającego surrealistycznego snu, w jakim nasz bohater się znajduje przez cały spektakl, jest interesującym kąskiem dla kompozytora. Budowanie tego typu klimatów zawsze daje pole do popisu, szczególnie w sferach sonorystycznych, psychodelicznych. Praca z Konradem Dworakowskim to również praca z teatrem wizualnym, plastycznym. Spektakl – jego warstwa tekstowa i te wszystkie sceny i obrazy, które Konrad buduje poza tekstem – to okazja do tworzenia pejzaży dźwiękowych czy takich utworów, które stanowią osobną narrację przedstawienia – mówił autor muzyki.
Mamy więc np. dźwięk chroboczących łańcuchów między scenami. Mamy muzyczne tropy interpretacyjne, m.in. wymowny utwór Jerzego Petersburskiego To ostatnia niedziela, po którym wiemy już, gdzie to wszystko zmierza.
– Są dwa cytaty z literatury muzycznej, które są bardzo potrzebne. Również sama konwencja muzyczna jest po części cytatem, bo jest to konwencja muzyki klasycznej, nieco z innej epoki, bo też chodzi o gest połączenia czasów współczesnych i czasów Kafki. Wydaje mi się, że taki gest historyczny w warstwie muzycznej w pewien sposób łączy te dwa czasy – dodał P. Klimek.
To, że rzeczywistość dogoniła Kafkę, podkreślał w swoich wypowiedziach również reżyser i autor scenografii Konrad Dworakowski.
– Tematy, które wydawały się fikcją literacką, zaczynają w nas żyć takim życiem, które bardzo mocno nas dotyka i nakłania do intensywnego i głębokiego namysłu nad tym, gdzie jesteśmy w tym momencie – mówił.
Zapytany o to, do jakiego widza jest skierowany jego Proces, odpowiedział: – Uważam, że jest to spektakl dla widza dorosłego, ale też podchodzę do tej hierarchii bardzo swobodnie. Myślę, że widz nastoletni jest w stanie komunikować się z tym spektaklem i z zawartymi w nim tematami. Mam nadzieję, że to będzie także spektakl, na który zechcą przyjść dorośli, najlepiej ze swoimi młodymi latoroślami – mówił reżyser. – Kafka to nie jest literatura, która przez nas przecieka, to coś, co nas zajmuje i w jakiś sposób dotyka. Jeżeli nas męczy, to znaczy, że dotyka naszych czułych strun – dodał K. Dworakowski.
Każdy, kto czytał Proces, wie, że jest literatura, która wręcz siada na piersiach, nie pozwala wziąć głębszego oddechu, przydusza i długo nie odpuszcza. To wrażenie po Procesie w Banialuce nie występuje. I gdy zadałam sobie pytanie, dlaczego, przyszły mi na myśl kolejne sceny spektaklu osłodzone kolorem różowym – różowe piżamy Józefa K., jego różowa marynarka, różowa podłoga, różowa pościel czy kompletnie odrealniony różowy krasnal pojawiający się w poszczególnych scenach jako fragment scenografii. W tak różowym świecie nic nie może być aż tak złe i ostateczne…
Emilia Klejmont
Franz Kafka, Proces
tłumaczenie Bruno Schulz
adaptacja Martyna Lechman
reżyseria i scenografia Konrad Dworakowski
muzyka Piotr Klimek
obsada: Dominika Kaczmarek, Lucyna Sypniewska, Władysław Aniszewski, Adam Milewski, Włodzimierz Pohl, Piotr Tomaszewski.
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj